Na moje szczęście kończy się ten kretyński rok. W takiej destabilizacji i chaosie jeszcze nigdy nie byłam. Zmieniłam prace, zmieniłam kraj zamieszkania, zmieniłam status związku na Facebooku i nie byłam w stanie zrobić kroku do poprawy swojego stanu "chcenia się". Teraz powinna pójść lawina samokrytyki, biczowania się i kalania - nie zrobię tego, wpisu nie skończyłabym do jutra (a przecież czeka nas pasjonująca noc sylwestrowa).
Sylwester to najlepsza, długo planowana impreza, ze wspaniałą oprawą wizualną i atmosferą tryskającą szczęściem i miłością - taki mały żarcik z mojej strony. W tym momencie, możecie wyobrazić sobie jak przedstawi to Człowiek Warga na swoim kanale "Z dupy", który osobiście przestałam subskrybować. Moje wyobrażenie o tej nocy, jest zbliżone do koncepcji jego kanału.
Nie posiadając planów na ostatni dzień roku, wmawiam sobie, że wszystkie myśli i postanowienia (nienawidzę tego słowa), które teraz tłoczą się przez moje zajebiście słabo połączone neurony, nie są spowodowane właśnie czasem postanowień i zmian. Czas na pewno to zweryfikuje, jeśli to tylko taki "noworoczny przebłysk", wszytko zostanie starannie przejechane walcem w mojej głowie i na tym blogu.
Czy muszę mieć pomysł na niego i konsekwentnie trzymać się koncepcji? Oby nie, bo właśnie nie mam pomysłu, jak ma wyglądać i jakie objawione prawdy, mogę tu opisać (chciałabym powiedzieć "wam przedstawić", ale jestem tu sama). Klikam sobie w klawiaturę, rozładowuje emocje i sprawdzam jak działają klawisze na moim nowym laptopie ( coś ciężko z "a", więc jak ktoś kiedyś zauważy braki litery "a", darujcie sobie, nie poprwię).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz