Mimo, że moje życie jest nudne jak flaki z olejem, nie przygotowałam swojej walentynkowej propozycji. Nie posiadam takiej, z racji nie celebrowania tego dnia. Dla mnie to dzień, jak każdy inny. Uważam, że pary w stanie fascynacji, pary zakochane, pary z dojrzałą miłością i pary znudzone, które chcą mieć jakiś dzień na odbudowanie związku, nie muszą czekać na 14-sty dzień lutego. Każdy inny dzień jest dobry, aby ubrać się ładnie (do łóżka możecie iść nawet z czerwonymi polikami), zjeść kolacje przy świecach.
Umówmy się, są dziewczyny, które to szczerze kręci, jara, podnieca, rozwala, rozbiera i pozwala mieć mokro między nogami - mnie nie.
Tak, jak nie biegnę na "Pięćdziesiąt twarzy Grey'a" (wątpliwa sprawa z tym typem).
Piszę o tym teraz, ponieważ nie chcę spóźnić się, tak jak to było ostatnio w przypadku minimalizmu na yt. Nagle, większość vlogerek, blogerek i innych wynalazków odkryło, że nie potrzebują szafy wysypujących się ubrań. Róże do polików nie są potrzebne w ilości 10 odcieni, jeśli nie zajmujesz się zawodowo makijażem. Proszę, nie odkrywajcie za rok, że to właśnie w tym dniu nie musicie wyznawać miłość, dawać prezenty, a nawet specjalnie przygotowywać swoją cerę do walentynkowego makijażu.
Zrobiłam już to, za was.
Jeśli ktoś nie zna Radzki na yt, gówno wie o zabijaniu...
Na tą chwilę jest jedyną osobą, u której szafa wypchana po brzegi mnie nie denerwuje. Dlaczego? Jej filmiki ze strojami dnia, mają powtarzające się okresowo elementy. Dzięki temu jest dla mnie wiarygodna. Czuję, że nie wciska mi kitu... a do tego jej wiedza z zakresu mody i jej historii jest dla mnie bardzo motywująca.
Nie stać mnie na tanie rzeczy.
To jest motto, które towarzyszy mi podczas zakupów (tylko nie idźmy w skrajność od razu, w sh też się ubieram). Oczywistych rzeczy nie lubię tłumaczyć, myślę, że kto zechce zrozumieć moje motto, zrozumie. Jeśli jednak czegoś nie pojmujecie, proszę pytajcie, rozwieję wasze wątpliwości.
Myślę, że jestem daleka od pojęcia minimalizm, szczególnie, gdy przypomnę sobie wszystkie swoje przeprowadzki. Ciągłe przeprowadzki, pozwoliły mi jednak na wyzbycie się wszystkich kaczuszek, świeczników, słoników, szklaneczek itd., nie pozbędę się koszyczków ;)
W moim przypadku nazwę to zdrowym rozsądkiem, przemyślanymi zakupami, pedantycznością, chęcią wyzbycia się potrzeby posiadania...

Kocham minimalism :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie, MÓJ BLOG/ KLIK :))
To niesłychana radość widzieć, gdy pojawia się pierwszy komentarz na blogu. Ktoś czyta :) Dziękuję i pozdrawiam.
Usuń