Umieram.
Pytam się, po co Ida było to wszystko?
Kiedy można było pić bez opamiętania, wracać nad ranem i nie myśleć o konsekwencjach następnego dnia... nie było funduszy, odwagi, znajomych. Czasów studiów, nie wspomina jak amerykańskiej braci studenckiej, pijącej, śpiewającej i wymieniającej się poglądami w inteligentnej dyskusji. Raczej jakaś imprezka, małe piwo, kolega gej (tylko, gdy siedzieliśmy na zajęciach) i kierunek, po którym nie wiedziała co dale.
Dlaczego tak się stało?
Facet.
Znów ta zakała świata, która nie wie, gdzie są granice wszystkiego. Najpierw przekraczają granice naszej cierpliwości, później wpierdalają się z butami (i to brudnymi, bo jak mama przestanie czyścić, to sami tego nie zrobią) w nasze życie pod przykrywką słów "kocham cię", "troszczę się o Ciebie".
Te słowa zamykały Idzie wszystkie drzwi rozwoju.
- Kocham Cię, nie wychodź z koleżankami na piwo, bo martwię się o Ciebie.
Równie dobrze może powiedzieć, nie idź bo się puścisz.
Biedna Ida, na trzeźwo nie mogła przyjąć do wiadomości, że ta abstynencja życia towarzyskiego za młodości wypaczy ją mentalnie.
I nadszedł kac morderca, a obok łysy, niski z małym penisem. I mówiąc, małym penisem, nie chodzi o średnią europejską.
No cóż, okazało się, że wszystko jest lepsze niż dręcząca troska ukochanego.
Miałam wczoraj niewielką imprezę, po której niedziela stała się koszmarem. Koszmarnym dniem wyrzutów sumienia, że nie jestem w stanie spełnić żadnego punktu z moich postanowień (to nie oznacza rezygnacji z nich). Wprowadziłam do grona wtajemniczonych osób, co do moich postanowień, kolejne osoby. Nie mogę teraz się skompromitować i odpuścić. Działa :)
To jest właśnie to. Gdy ciepły koc jest lepszą perspektywą spędzenia czasu, niż wizja upicia się i stracenia niedzieli... to coś jest na rzeczy.
Dojrzałość!
Zaczynam czuć się kobietą, wreszcie.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz